To opowiadanie chciałam zacząć od krótkiego przedstawienia się, mam na imię Julita. Od urodzenia choruje na dziecięce porażenie mózgowe czterokończynowe i poruszam się na wózku inwalidzkim. Jestem mieszkanką powiatu legionowskiego i zamieszkuje w Jabłonnie.
Chciałabym, aby osoby czytające moje opowiadanie mogły choć przez chwilę zrozumieć, jak wygląda życie oraz jak odbierają świat osoby z niepełnosprawnością. Wyobraźcie sobie wielką kryształową kulę, w której jesteście zamknięci. Czujecie i odbieracie świat jak ja, lecz ta wielka kula ogranicza Was byście mogli z niej wyjść, bo nie możecie chodzić, każde słowa wypowiadane sprawiają Wam tak wielki wysiłek, że z ledwością wypowiadacie choćby jedno słowo. Świat na zewnątrz, mimo, że jest dostępny ogranicza Was i nie możecie w pełni korzystać z jego dobrodziejstw. To ja właśnie jestem uwięziona w tej kuli ograniczeń odbierając całe otoczenie tak jak każdy z Was. Czasami czuję się jak więzień we własnym ciele, bo tyle możliwości umyka mi i nie mogę nic zrobić, aby to zmienić. Jedyne, co mi pozostaje to piękne marzenia, w których maluje swoje obrazy i wyobrażam sobie siebie jak jeżdżę konno, biegam ze znajomymi, chodzę na spacery, tańczę, siedzę w kawiarni i rozmawiam swobodnie ze znajomymi. Po prostu robię to wszystko, co każdy z Was. Zwyczajnie i bez żadnych ograniczeń.
Życie moje niekiedy bywa wyzwaniem, zwłaszcza jeśli chodzi o komunikację miejską, którą stanowią autobusy, tramwaje, nie wspominając już o pociągach. To wszystko zauważam przez kolejne lata mojego życia. Duże trudności stanowi również załatwienie wielu spraw w urzędach. Przeszkodę stanowią biegnące do nich schody, po których osoba na wózku nie ma szans wejść, by się tam dostać. Problem stanowi również komunikacja pomiędzy pracownikiem urzędu, a osobą niepełnosprawną. Często pracownicy urzędów nie potrafią zrozumieć nas niepełnosprawnych i naszych spraw, z którymi przychodzimy do nich.
Kolejną sprawą, o której warto wspomnieć jest korzystanie z oferty kulturalnej w naszym mieście w Legionowie, mam na myśli kino, do którego jest winda, ale w sali kinowej również są schody po których bardzo trudno nam się poruszać. Jednak w dobie tych czarnych scenariuszy i utrudnień odnalazłam światełko w tunelu. Moim słońcem, które przedziera się przez czarne chmury są takie instytucje jak warsztaty terapii zajęciowej, gdzie my osoby z różnymi niepełnosprawnościami możemy pod okiem naszych instruktorów wykonywać prace dopasowane do naszych możliwości. Wspaniałą sprawą jest również integracja z innymi osobami. Tam czuję się sobą. Czuję, że jestem traktowana poważnie i że każde moje problemy nikomu nie umkną. Otaczam się tam ludźmi, których traktuję jak rodzinę i to oni pomagają mi przejść świat wśród tych wszystkich burz. To oni pomagają mi zaakceptować moją inność oraz ten brutalny świat, który mnie otacza. W warsztacie terapii do którego obecnie uczęszczam tworzę piękne prace plastyczne. Uwielbiam wyklejać gotowe szablony plasteliną, tworząc cudowne kompozycje.
Inspiruje mnie świat przyrody, który jest tak bliski memu sercu. To właśnie dzięki przyrodzie mogę chłonąć wszystkie bodźce świata, który mnie otacza. Poprzez dotyk, zapach, wzrok odczuwam to co niekiedy niezauważone przez ludzi, którym codzienność nie sprawia żadnych trudności, a dla mnie jest to wyzwanie.
Mogę wszystkie swoje marzenia przelewać na papier tworząc obrazy, które malują się w mojej głowie i to jest niezwykłe.
Ponadto uczęszczam w tej chwili do dwóch wspólnot religijnych. Jedną z nich jest właśnie ODNOWA w DUCHU ŚWIĘTYM w której naprawdę są wyjątkowi ludzie o wielkich sercach. Bardzo zaprzyjaźniłam się z jedną osobą ze wspólnoty Elą. Bardzo mnie miło zaskoczyła, bo podeszła do mnie i powiedziała, że chciała by w miarę swoich możliwości przyjeżdżać do mnie i spędzać ze mną wolny czas na co ja oczywiście się zgodziłam. Na początku naszych spotkań Ela czytała mi książkę pt.’’ Oczami Bożej Miłości’’ którą polecam każdemu. Rozmawiałyśmy na różne życiowe tematy dotyczące rodziny, jak również o różnych sprawach osobistych. Początkiem naszych spotkań była spontaniczna wspólna modlitwa na różańcu oraz wspólne adoracje i słowo boże, które mam do dzisiaj. Pomimo tego, że chciałam przychodzić na spotkania, to miałam obawę, że nie będziemy się wzajemnie rozumiały i że obydwie będziemy czuły dyskomfort z tego powodu. Tak naprawdę wystarczyły nam dwa lub trzy spotkania, żeby złapać kontakt jak siostra z siostrą i wzajemnie się na siebie otworzyć. To naprawdę cudowne uczucie, mieć blisko swego serca bratnią duszę, która nie tylko mnie rozumie, ale również daje mi wsparcie i bliskość.
Chciałabym jeszcze dodać, że mam w swoim otoczeniu również osobę, która prowadziła sklep ”Warzywniak” i to właśnie u niej pierwszy raz mogłam powiedzieć co chce kupić, gdy mój tata zauważył, że ciocia mnie rozumie i nie boi się ze mną rozmawiać, wtedy już zakupy robiłam sama.
Potem w moim życiu była długa przerwa, do czasu, kiedy moi przyjaciele założyli wolontariat. Kiedy moja ciocia Gosia się o tym dowiedziała, to od razu się zgłosiła. Ciocia była częstym gościem w moim domu. Moja radość z tego powodu była ogromna. Na początku czytała mi książki i dalej to robi. Ponadto byłyśmy razem na wakacjach na wyjeździe wakacyjnym. Chodziłyśmy bardzo dużo na spacery, bo je uwielbiam. Brałam również udział w imprezach tanecznych, na których nieźle wywijałam. Moja kochana ciocia dbała o to, żebym z tych tańców i emocji nie zemdlała, więc co chwilę podchodziła do mnie z piciem. To było bardzo miłe i urzekające. Podczas wyjazdu oglądałyśmy wspólnie film. Poprosiłam tatę, aby posadził mnie koło cioci. Po prostu poczułam w sercu ogromne pragnienie, żeby się do niej przytulić i powiedzieć, że bardzo ją kocham. Ten gest jeszcze bardziej umocnił naszą relacje do tego stopnia, że traktuję ciocię Gosię jak druga mamę. Bardzo żałuje, że w tym roku nie pojedzie z nami na wakacje, bo ma inne plany. Najważniejsze jest dla mnie to, że mimo wszystko nasze relacje stały się tak głębokie. Brakuje mi mojej mamy, która zmarła tak młodo. Jednak cieszę się, że jest obok mnie taka osoba, jak ciocia Gosia, która daje mi ciepło i miłość, rekompensując mi brak mamy. Dodatkowo ciocia Gosia ma pieska, który ma włosy zamiast sierści, a to bardzo dla mnie ważne, bo mam uczulenie na sierść.
Kolejnymi bliskimi mojemu sercu osobami są moi przyjaciele Majka i Krzysio. To właśnie z nimi wiązała się bardzo zabawna historia. Musicie wiedzieć, że Krzysio był muzycznym w naszej odnowie. Liderka naszej odnowy któregoś razu bez mojej wiedzy wydała mnie do Krzysia, że ja też się udzielam w chórku parafialnym grając na tamburinie i śpiewając. Krzyś usłyszawszy to kazał mi na następne spotkanie przynieść instrument. Więc już na kolejnym spotkaniu grałam i śpiewałam w chórku parafialnym. Tak też zaczęła się moja posługa, choć trwała krótko to głęboko utkwiła w moim sercu.
Na zakończeniu odnowy tuż przed wakacjami zaprosiłam Krzysia na moje imieniny. Poprosiłam, aby zabrał ze sobą gitarę. Do głowy mi nie przyszło, że ma żonę. Krzysiu był na tyle przytomnym człowiekiem, że napisał mi smsa na trzy godziny przed imprezą z pytaniem czy może przyjść z Mają, wówczas jego żoną. Oczywiście zgodziłam się bez wahania, choć nie powiem, miałam trochę pietra. Gdy przychodzą do mnie zupełnie nowe osoby, to ja bardzo się stresuję tym, że mnie nie zaakceptują lub nie zrozumieją. Ku mojemu zdziwieniu Maja okazała się cudowną osobą. Czułam, że jest moją bratnią duszą. Podczas naszej rozmowy, dowiedziałam się wtedy, że studiowała pedagogikę specjalną. Moja radość dosięgnęła nieba, bo ponad trzy lata modliłam się do Pana Boga, żeby postawił na mojej drodze osobę po takich studiach. Gdy minęło pół roku od naszego spotkania, znów Maja i Krzyś mnie odwiedzili, by obejrzeć moje zdjęcia z pielgrzymki z Izraela. Po tym spotkaniu wymieniłyśmy się z Mają telefonami. Często pisałyśmy do siebie sms-y. Dwie wiadomości z 11 listopada były dla mnie bardzo ważne, bo wtedy napisałam Majce, że traktuję ją jak siostrę. Bardzo się ucieszyła, bo nie miała siostry rodzonej i odpowiedziała mi, że ta miłość będzie odwzajemniona.
Chciałabym również opowiedzieć o Kindze pracownicy Gminnego Ośrodka Pomocy Społecznej. Gdy moja mama zaczęła chorować, potrzebna była dla mnie opiekunka, ze względu na pracę mojego taty. Kinga przychodziła w charakterze opiekunki terenowej, robiąc wywiad potrzebny do przydzielenia mi opieki. Tak bardzo się polubiłyśmy, że zaczęła do mnie przychodzić raz w tygodniu po pracy jako wolontariuszka. Malowała mi paznokcie, pomagała mi prowadzić bloga ,robiła zdjęcia jak malowałam karty na Wielkanoc. Pomagała mi w wielu różnych sprawach. Z jej narzeczonym jeździliśmy do kina. Towarzyszyła mi na plenerach malarskich organizowanych przez Fundację Promień Słońca w Legionowie. Tak bardzo się zaprzyjaźniłyśmy, że gdy urodziła drugie dziecko to wybrała mnie na matkę chrzestną swojej córki Neli. Bardzo się ucieszyłam, że moja niepełnosprawność nie była dla niej przeszkodą. Moja radość z bycia mamą chrzestną jest ogromna. To dzięki Kindze mogę obserwować jak Nelcia rośnie i rozwija się, jest moim słoneczkiem i jestem z niej dumna.
Niewątpliwie ważnymi osobami, które pojawiły się w moim życiu są, Kasia i Rafał. To oni mają wielkie serce jeśli chodzi o osoby niepełnosprawne. Działają jako wolontariusze osób niepełnosprawnych i potrzebujących. Kasia, gdy zobaczyła mnie z tatą na procesji Bożego Ciała podeszła do nas i pierwsza zaproponowała pomoc. Na początku przychodziła i uczyła mnie angielskiego, bo jest nauczycielką. Ale gdy dowiedziałam się, że umie grać na gitarze, to zaproponowałam jej żeby przywoziła gitarę i tak do dnia dzisiejszego gramy i śpiewamy przeważnie pieśni kościelne, bo bardzo je lubię śpiewać. Natomiast Rafał udziela się w DRABINIE JAKUBOWEJ gdzie organizowane są turnusy rekolekcyjne dla osób niepełnosprawnych. Jest tam oddanym wolontariuszem i pomaga księdzu przy organizacji. Jest tam bardzo miła atmosfera. Osoby niepełnosprawne lubią tam przyjeżdżać. Ja również chętnie tam wracam, byłam już kilka razy. Rafał jest także współorganizatorem biegu z udziałem osób niepełnosprawnych PRZYPNIJ SKRZYDŁA ANIOŁOWI. Miałam okazję również w tym uczestniczyć. Kasię i Rafała bardzo lubię, zabierają mnie czasami do siebie do domu, oglądamy wspólnie filmy, śpiewamy i wychodzimy czasem do kina. Dzięki nim poznałam wielu wartościowych ludzi, którzy chętnie ich odwiedzają.
Chciałabym także napisać, że należę do teatru ewangelizacyjnego ADONAI w Legionowie. Młodzież przyjęła mnie bardzo życzliwie, ponieważ jest to teatr otwarty na osoby niepełnosprawne. Przedstawiamy spektakle o tematyce religijnej. Wspieramy się wzajemnie modlitwą i otwartą rozmową na różne tematy nawet na te trudne.
Mam nadzieję, że trochę przybliżyłam Wam moim opowiadaniem obraz osoby z niepełnosprawnością. Może teraz spojrzycie na nas ,,innych'' całkiem inaczej. Takim wzrokiem, który rozumie, koi, zauważa, a przede wszystkim traktuje nas jak normalnych ludzi. Akceptacja to słowo, które w moim życiu jest bardzo ważne. To ono jest drogowskazem drogi jaką chciałabym kroczyć w świecie niekiedy, tak krętym i zagmatwanym. Być zauważana, akceptowana, kochana. To tak niewiele, a dla mnie jest to wszystkim.